Przejdź do głównej zawartości

Artykuł specjalny. Zamach i ocalenie

 Zazwyczaj piszę tu o mych pracach specjalnych związanych z plastyką, ale w maju 2001 roku zdarzyło mi się napisać artykuł pt. „Cudowne ocalenie” o mało wtedy znanych kulisach zamachu na papieża Jana Pawła II w dn.13 maja 1981r.
Byłem dziennikarzem tygodnika regionalnego „Echo Gmin”, a tamten artykuł być może miał też dla mnie bardzo wielkie konsekwencje osobiste, gdyż dwa lata później 28 maja 2003r na Audiencji Generalnej w Watykanie Janowi Pawłowi II został wręczony obraz - tj kopię obrazu Matki Bożej z Koźla mojego autorstwa. Jak mi później opowiadano, ten mój obraz wywołał spore poruszenie pośród  pielgrzymów zgromadzonych na Placu Świętego Piotra, a także podziw wśród oficjalnych delegacji państwowych – również wręczających dary obecnie świętemu papieżowi. Na mojej stronie www.fulawka.pl dosyć szczegółowo opisałem okoliczności malowania obrazu dla Ojca Świętego, jak również w poście  pt. „Obraz dla papieża – z odesłaniem do szczegółów zamieszczonych na w/w stronie internetowej.  
Obecnie przypominam ten mój artykuł specjalny, ukazujący historyczne wydarzenie zamachu, z nieco odmiennej od powszechnie znanej perspektywy, a okazją ku temu jest kolejna już 38 rocznica wyboru kardynała Karola Wojtyły na Stolicę Piotrową.  
Publikację pt.Cudowne ocalenie omawiano także w regionalnych rozgłośniach radiowych, a kilka miesięcy później ten mój artykuł wydrukowano w Czechach w języku esperanto i rozprowadzono w wielu krajach świata w gazecie katolickich esperantystów.  Jakież było moje zdumienie, gdy pewnego dnia otrzymałem anonimowy list, w którym była ta moja publikacja w języku esperanto, w dodatku ubogacona zdjęciami z samego zamachu. Nie wiem, kto był nadawcą tego listu, oraz kto był inicjatorem przetłumaczenia i jego światowej publikacji. Również parę lat później ten „artykuł specjalny” kilkakrotnie publikowano w kilku gazetach regionalnych.
            Dzisiaj znamy znacznie więcej szczegółów związanych z kulisami zamachu na papieża, ale w 2001 roku artykuł wywołał spore poruszenie – odbierany jako sensacyjny, gdyż (wg posiadanych przeze mnie wiadomości) bardzo skrótowo i dosyć syntetycznie opisałem w nim niezwykłe i wręcz sensacyjne okoliczności, związane z mało wtedy znanymi faktami tego niebywałego wydarzenia.

(EG - maj 2001)  Dlaczego zablokował się pistolet zabójcy? Kto nadał komunikat radiowy? Co spowodowało rekordowy przejazd karetki ulicami Rzymu?
 Cudowne ocalenie
W dniu  13 maja każdego roku upływają nie tylko kolejne rocznice zamachu na papieża, ale jednocześnie są to rocznice Jego cudownego ocalenia, gdyż okoliczności jakie towarzyszyły uratowaniu Jana Pawła II jednoznacznie zdają się na to wskazywać.
Pierwsze objawienia Matki Boskiej w Fatimie miały miejsce13 maja 1917 roku. Sześćdziesiąt cztery lata później, dokładnie co do minuty, w Rzymie  na Placu Świętego Piotra padły strzały, które miały pozbawić życia Jana Pawła II.
            W Watykanie nigdy do tej pory nie było karetki reanimacyjnej. Krótko przed zamachem Caritas Niemiecki ofiarował taką karetkę dla potrzeb Watykanu. Papież ją poświęcił, a 24 godziny później okazał się jej pierwszym pasażerem.
             Ali Agca, zawodowy zabójca – do zamachu przygotowywał się bardzo metodycznie przez dłuższy czas. W dniu zamachu na Placu Św. Piotra był wyposażony w najwyższej klasy 9 – strzałowy pistolet. Celował z kilku metrów w serce papieża i nie dosyć, że dwa razy chybił, to na dodatek łuska drugiej kuli zablokowała mechanizm pistoletu, uniemożliwiając dalsze strzały, a wystrzelone dwie kule w sposób nieprawdopodobny, zmieniły swój tor lotu... Według oceny specjalistów od balistyki, prawdopodobieństwo przypadku takiego zablokowania się tej klasy pistoletu wynosiło jak jeden do miliona.
 Zamach przygotowywany był od dłuższego czasu, o czym świadczy fakt, iż – jak wykazało śledztwo – w szpitaliku przy Watykanie  czekał drugi zamachowiec, mający dobić ewentualnie rannego papieża.
            Ciężko rannego Jana Pawła II natychmiast wysłano ofiarowaną karetką reanimacyjną do kliniki Gemelii. O tej porze dnia, aby dojechać przez zatłoczony Rzym do kliniki, potrzeba było 35 do 40 minut czasu. Mimo, że karetka jechała bez eskorty i zepsuła się jej syrena alarmowa, papież (sic!) już po siedmiu minutach znalazł się w klinice, i do dziś nikt, łącznie z obsługą karetki, nie potrafi wyjaśnić okoliczności błyskawicznego tempa w jakim to się stało. Gdyby papieża dowieziono pięć minut później prawdopodobnie by nie przeżył, ponieważ stracił już połowę całej ilości krwi jaką posiada człowiek.
            W chwilę po zamachu na drugim krańcu Rzymu profesor chirurgii w radiu usłyszał komunikat wzywający go do natychmiastowego przyjazdu do kliniki Gemelii, na ratunek rannemu papieżowi. Chirurg, który chwilę potem gnał samochodem do kliniki, łamiąc wszelkie zasady jazdy i przepisy ruchu drogowego, niemal natychmiast zaczął być ścigany przez policję przekonaną, że ma do czynienia z uciekającym przestępcą.      
 Słysząc krzyki chirurga, iż jedzie do kliniki Gemelii ratować rannego papieża – policja natychmiast zmieniła się w eskortę, pilotując na sygnałach samochód profesora. Jakaż była radość personelu medycznego na widok przybyłego w samą porę do operacji specjalisty. Totalne zaskoczenie i zdumienie ogarnęło jednak wszystkich, kiedy uświadomili sobie jeszcze jedną niewiarygodną okoliczność. Wyszło oto na jaw, iż nikt nie ogłaszał żadnego komunikatu radiowego, wzywającego chirurga do kliniki..
             W momencie zamachu zapanował szok i niesamowite zamieszanie, mimo to jednak, nie odważono się podać do publicznej wiadomości, gdzie przewożony jest papież w obawie, by nie ściągnąć dalszych ewentualnych zamachowców. Skąd zatem, przez kogo nadany i jakim sposobem dotarł do chirurga ów tajemniczy komunikat?
 Najbardziej jednak niewytłumaczony racjonalnie rozwój wypadków miał dopiero nastąpić.
            W trakcie operacji, papież nagle przestał dawać oznaki życia. Po wielu próbach reanimacji, lekarze doszli do przekonania, iż nie zdołają utrzymać papieża przy życiu. Pod wpływem usilnych nalegań i próśb ks. Stanisława Dziwisza (cały czas obecnego przy Ojcu Świętym), ekipa medyczna bezustannie ponawiała próby reanimacji, zdając sobie jednocześnie sprawę, iż z medycznego punktu widzenia sprawa jest beznadziejna.  
W tym samym czasie na Placu Św. Piotra dziesiątki tysięcy sparaliżowanych przerażeniem ludzi modliło się o zdrowie papieża. Zaczęto odmawiać różaniec przed obrazem Matki Boskiej Częstochowskiej, ustawionym prowizorycznie na tronie papieskim. Właśnie ten obraz – dzieło twórców ludowych, przywiozła ze sobą pielgrzymka wiernych z Polski, nosząca się z zamiarem podarowania go Ojcu Świętemu.
Podczas odmawiania różańca na Placu Świętego Piotra – w klinice, ku zdumieniu i radości chirurgów, reanimowany papież począł dawać oznaki życia. Zaczęły wracać funkcje życiowe i ekipa lekarzy mogła kontynuować, trwającą ponad pięć godzin, operację.
Z chwilą ponownego ożywienia serca papieża nad Placem Św. Piotra (mimo pięknej pogody)  nagle zerwał się koszmarny wicher. Obraz Matki Boskiej Częstochowskiej został uniesiony w górę i na oczach przerażonych pątników strącony z tronu papieskiego, jak gdyby kopnięciem jakiejś niewidzialnej siły. W tym momencie wichura nagle ustała, tak nagle jak się pojawiła.
Nikt, w oparciu o wtedy zaistniałe fakty nie wątpił, że nastąpił splot niesamowitych okoliczności i zdarzeń, jakby jakieś nadprzyrodzone moce walczyły ze sobą o życie Jana Pawła II. Jako symboliczny znak uznawany jest fakt, że na obrazie Matki Boskiej Częstochowskiej (wykonanego ze słomek ,nasion dyni, fasoli i grochu) przywiezionego dla Ojca Świętego, (sic!)  artyści ułożyli napis S.O.S.  - oznaczający międzynarodowe hasło wzywania pomocy  W kontekście wydarzeń, w których ten obraz uczestniczył, jego obecność w tamtych chwilach grozy – zdumiewa   proroczym wzywaniem ratunku i pomocy dla Ojca Świętego. Nic dziwnego, że 13 maja – Święto Matki Boskiej Fatimskiej od 1981 roku uważane jest również za dzień cudownego ocalenia Jana Pawła II.
                                                                                       Grzegorz Fuławka
( W artykule skorzystano z obszernych materiałów publikowanych także w „Naszym Dzienniku” w 2001r.

Suplement - (maj2007r) 
Wracając jeszcze do samego zamachu z 1981 roku, to również dalsze dni przywracania do życia Ojca Świętego, potwierdzają niezwykły splot okoliczności tamtych wydarzeń. Po kilku dniach wszelkich zabiegów medycznych, nagle nastąpiło radykalne pogorszenie się stanu zdrowia pacjenta. Okazało się, że kula raniąca papieża nie tylko doraźnie zrobiła poważne spustoszenia w jego organizmie, ale jeszcze dodatkowo była skażona wyjątkowo silną trucizną, na którą nie znano żadnego antidotum. Właśnie ta śmiertelna trucizna była powodem nagłego pogorszenia się stanu zdrowia papieża. Po raz kolejny lekarze stanęli przed kresem swych możliwości pomocy medycznej, byli bezradni i ponownie spodziewali się najgorszego, choć wówczas na temat trucizny oficjalnie zachowywano milczenie. I znów do dzisiaj nikt nie potrafi wyjaśnić, co spowodowało zatrzymanie działania tamtego specyfiku śmiercionośnej kuli, choć być może właśnie on  spowodował, że od tego czasu Ojciec Święty już nigdy nie powrócił do pełni sił sprzed zamachu. Ale właśnie dalsze piękne lata jego pontyfikatu i jednoczesne wielkie cierpienia zdrowotne złożyły się na to, co dzisiaj postrzegamy w perspektywie świętości największego z rodu Polaków.  I jest tylko kwestią czasu, gdy Jan Paweł II zostanie wyniesiony na ołtarze. Dodam, że jeszcze w czasie rekonwalescencji papież poprosił i dokładnie przestudiował wszelkie dokumenty, związane z objawieniami fatimskimi, a rok później udał się do Fatimy, by podziękować Matce Bożej za uratowane życie.
Wszystkie powyższe okoliczności zamachu ktoś mógłby nazwać niezwykłym splotem dziwnych przypadków. Jednak można być pewnym, że mamy do czynienia nie z przypadkami, ale z cudownym ocaleniem Jana Pawła II i wcale nie jest wykluczone, że już samo to, zostanie uwzględnione w przeprowadzonym procesie jego beatyfikacji. (G.F.-maj2007r)  



PS.
Kilka miesięcy po opublikowaniu powyższego artykułu w Tygodniku Regionalnym  „Echo Gmin”, otrzymałem list od nieznanego adresata. Bardzo się zdziwiłem widząc w liście ten mój artykuł, ale przetłumaczony na język esperanto, który opublikowała gazeta esperantystów wydawana w Czechach. Była to dla mnie tyleż zaskakująca, co bardzo sympatyczna wiadomość, gdyż nie zdarzyło się dotychczas, aby artykuł z Tygodnika Regionalnego w Kędzierzynie –Koźlu, był przetłumaczony i rozprowadzany po innych krajach w światowym języku esperanto.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Obraz Matki Bożej Różańcowej.

Jedną z moich prac specjalnych jest obraz Matki Bożej Różańcowej , choć ten obraz olejny stał się dosyć wyjątkowy dopiero z chwilą jego ukończenia. Obraz był malowany na zamówienie jednego z księży, urodzonego w Tarnopolu na Wołyniu (obecnie Ukraina). Oryginał obrazu przed II wojną światową zdobił kościół w Tarnopolu – kościół całkowicie zburzony już po wojnie z polecenia ówczesnych władz komunistycznych Związku Radzieckiego. Oryginał obrazu MB Różańcowej został potajemnie wywieziony do Polski i obecnie znajduje się w jednym z poznańskich kościołów. Obraz który namalowałem, nie jest dokładną kopią, gdyż w uzgodnieniu z zamawiającym obraz księdzem, w tej pracy wprowadziłem pewne zmiany. Obraz został ukończony w czasie bardzo ciężkiej choroby papieża Jana Pawła II, gdy cały świat z niepokojem śledził stan zdrowia Wielkiego Polaka.  Pracę nad obrazem rozpocząłem kilka miesięcy wcześniej i nie ukrywam, że miałem z nim dosyć poważne problemy. Jednak podczas jednej z konsultacji, zamaw

Zaginiony obraz Jana Matejki, który miałem odtworzyć.

Kilka lat temu zgłosiła się do mnie pewna pani z propozycją, a głównie z pytaniem: czy na podstawie czarno-białego zdjęcia mógłbym namalować i odtworzyć obraz, który zaginął w czasie II wojny światowej? Wyjątkowość tej propozycji była o tyle niezwykła, że chodziło o zaginiony obraz Jana Matejki pt. “Chrzest Warneńczyka”. Jak usłyszałem, ten obraz to była pamiątka rodzinna pani Marii Kuleszyńskiej (z rodu Głębockich), a ostatnim posiadaczem obrazu był jej ojciec pan Mieczysław Głębocki. Opowieść pani Marii była tyleż sensacyjna, co wręcz nieprawdopodobna, ale na dowód tego co usłyszałem pani dała mi szereg artykułów, które na temat tego tajemniczego obrazu pisał niegdyś pan redaktor Marian Siembieda. Jak się dowiedziałem pradziadek pani Marii, Jan Kanty Doliwa Głębocki zamówił ten obraz u Jana Matejki, który zgodnie z życzeniem zamawiającego wszystkim twarzom na obrazie nadał oblicza bliższych i dalszych członków rodu Głębockich. Obraz zawieziono do posiadłości Głębockich - Ł

Matka Boska Bolesna z Monasterzysk

W kościele we wsi Bogdanowice koło Głubczyc w woj. opolskim znajduje się cudowny obraz Matki Boskiej Bolesnej. W wiosce tej na południowo-zachodnim krańcu Polski corocznie we wrześniu (z udziałem Kresowian rozrzuconych po całej Polsce oraz po różnych krajach świata) od wielu lat odbywają się uroczystości poświecone kultowi Matki Boskiej Bolesnej. Z obrazem tym związana jest bardzo powikłana historia, gdyż przed II wojną światową znajdował się on w kościele parafialnym w Monasterzyskach w powiecie buczackim (woj. tarnopolskie). Pomijając już same bardzo tajemnicze i dziwne losy obrazu zanim zawisł na jednym z ołtarzy w kościele parafialnym w Bogdanowicach, to dzięki staraniom tamtejszego proboszcza Adama Szubki od 2014 roku kościół ten pw. Podwyższenia Krzyża Świętego został podniesiony do roli Sanktuarium Kultu Maryjnego. Bardzo często przyjeżdżam na organizowane tam podniosłe uroczystości, gdyż też jestem Kresowiakiem, mieszkającym obecnie w Kędzierzynie-Koźlu na Opolszc