Przejdź do głównej zawartości

Nieprawdopodobna przygoda w czasch komuny


Przy okazji tegorocznego Święta Trzeciego Maja w “Tygodniku Prudnickim” (12.05.2021) ukazał się artykuł pt. "Jak to z flagami bywało", w którym wspominam moją przygodę z czasów komuny, gdy wbrew zakazom komunistycznym zakład w którym pracowałem w Prudniku - cały był ozdobiony polskimi flagami.
(Poniżej przytaczam cały tekst artykułu. Śródtytuły zaczerpniete z TP)

Jak to z flagami bywało.

W czasach komuny Święto Trzeciego Maja było w Polsce zakazane,  a jakiekolwiek formy świętowania rocznicy Konstytucji 3 Maja były bezwzględnie tępione. Wtedy była taka praktyka, że po obchodach pierwszomajowych, na drugi dzień należało natychmiast zdejmować wszelkie widoczne elementy świętowania, tak aby  3 maja nie było żadnych flag widocznych na zewnątrz wszystkich budynków w całej Polsce. Za jakiekolwiek odstępstwa od takich komunistycznych reguł groziły bardzo poważne konsekwencje. Np. za wywieszenie polskiej flagi w dniu 3 maja można było znaleźć się w areszcie, a nawet w więzieniu, nie mówiąc o zwolnieniu z pracy, itd.


Pracując w Prudniku w latach siedemdziesiątych miałem niezwykłą przygodę ze świętem Trzeciego Maja (chyba w 1975 lub 76 roku), przygodę wprost nieprawdopodobną. Byłem wtedy kierownikiem Zakładu Mechaniczno-Usługowego tamtejszej Spółdzielni Wielobranżowej, a zakład którym kierowałem był usytuowany niemal w centrum miasta (na ul. Batorego, tuż przy moście i rzece “Prudnik”). 


Szósty dzień pracy

Wtedy tydzień pracy trwał 6 dni, a tylko niekiedy sobota była dniem wolnym od pracy. Tak się złożyło, że wtedy 1 maja był w piątek, sobota była dniem wolnym od pracy, a w niedzielę było 3 maja. Korzystając z okazji, tuż po obowiązkowym pochodzie pierwszomajowym wraz z rodziną wyjechaliśmy  do teściów w Starej Kuźni. Wcześniej uzgodniłem z jednym z pracowników, żeby 2 maja usunął wszelkie dekoracje świąteczne i polskie symbole - bardzo widoczne z dosyć ruchliwej ulicy.

Wracając w poniedziałek rano 4 maja do pracy, zdumiony już z daleka zobaczyłem, że cały zakład dalej jest pięknie udekorowany wieloma polskimi flagami - dokładnie jak na pierwszego maja. Natychmiast z pracownikami zdjęliśmy wszystkie dekoracje, ale już drugi dzień była afera na cały Prudnik, gdyż jeden zakład w centrum miasta złamał wszelkie nakazy i wbrew komunistycznej władzy był udekorowany 3 maja.

Na dywaniku u prezesa

Oczywiście telefon na moim biurku bezustannie dzwonił jak oszalały. Otrzymałem polecenie natychmiastowego stawienia się przed obliczem wściekłego prezesa. Idąc do biur zarządu spółdzielni oczami wyobraźni, już widziałem się co najmniej zwolniony z tzw. “wilczym biletem”, oskarżony o działalność antypaństwową, antysocjalistyczną, itd, itp. Gdy przyszedłem na miejsce, oczywiście wszyscy pracownicy w biurach rozprawiali o tym niebywałym skandalu i prześcigali się w przewidywaniach jak zostanę ukarany, gdyż cały zarząd spółdzielni już wcześniej został zrugany przez bonzów partyjnych, rządzących Prudnikiem. Przed wejściem do gabinetu prezesa, jeden z moich kolegów wziął mnie na bok na krótką rozmowę i podsunął mi genialny - jak się okazało - pomysł, podpowiadając,  jak wybrnąć z tej opresji w jakiej mimo woli się znalazłem. 


  • Słuchaj Grzesiek - mówił mój kolega, tłumacz się w ten sposób, że pierwszego maja tak gorliwie uczciłeś święto komunistów i tak potężnie popiłeś z tej okazji, że przez trzy dni byłeś nieprzytomny i nie wiedziałeś co się dzieje. Że przez takie świętowanie całkiem zapomniałeś sprawdzić, czy dekoracje pierwszomajowe zostały usunięte z zakładu. 

  • Ten chwyt może się udać - ciągnął kolega - gdyż ci wszyscy sekretarze i bonzowie komunistyczni zawsze i wszędzie chleją bez umiaru, wiedzą co to jest kilkudniowe picie i wiedzą jakie mogą być następstwa takich imprez. 

  • Tak się tłumacząc - mówił - może spojrzą na ciebie łaskawym okiem i być może w ten sposób jakoś uratujesz skórę. U komunistów tylko pijaństwo jest  jedynym argumentem usprawiedliwiającym i jakimś sensownym wytłumaczeniem tego co się stało.

Ratunek w muzyce

I rzeczywiście, na rozmowie u prezesa zaprezentowałem taką wersję wydarzeń jaką doradził mi kolega. Prezes (gdy już się wykrzyczał) moje wyjaśnienia w pierwszym momencie przyjął z niedowierzaniem, ale później  okazał pewne zrozumienie. Jednak to samo musiałem powtórzyć wobec jakiegoś ważnego komunistycznego sekretarza, gdyż “partia” na początek zwymyślała prezesa i to jemu też groziły jakieś konsekwencje, za to co się stało w podległej mu spółdzielni. 

Pewną okolicznością zyskującą mi nieco przychylność u sekretarzy partyjnych, była moja wcześniejsza działalność w zespole muzyczno-wokalnym “Ostinato” w którym byłem wokalistą. Zespół działał przy Prudnickim Ośrodku Kultury, a z początkiem lat siedemdziesiątych odnosił spore sukcesy w skali województwa - rozsławiając przy okazji Prudnik, co oczywiście bardzo podobało się władzom partyjnym. Tym bardziej, że również w konkursach piosenki radzieckiej jako wokalista miałem pewne sukcesy. 

W efekcie końcowym i na moje szczęście, cała ta afera jakoś “rozeszła się po kościach”. Tylko dzięki sprytowi i pomysłowości mojego kolegi uniknąłem bardzo bardzo poważnych konsekwencji, chociaż przez kilka dni cały Prudnik aż trząsł się o różnych plotek, domysłów i dywagacji.


 

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Obraz Matki Bożej Różańcowej.

Jedną z moich prac specjalnych jest obraz Matki Bożej Różańcowej , choć ten obraz olejny stał się dosyć wyjątkowy dopiero z chwilą jego ukończenia. Obraz był malowany na zamówienie jednego z księży, urodzonego w Tarnopolu na Wołyniu (obecnie Ukraina). Oryginał obrazu przed II wojną światową zdobił kościół w Tarnopolu – kościół całkowicie zburzony już po wojnie z polecenia ówczesnych władz komunistycznych Związku Radzieckiego. Oryginał obrazu MB Różańcowej został potajemnie wywieziony do Polski i obecnie znajduje się w jednym z poznańskich kościołów. Obraz który namalowałem, nie jest dokładną kopią, gdyż w uzgodnieniu z zamawiającym obraz księdzem, w tej pracy wprowadziłem pewne zmiany. Obraz został ukończony w czasie bardzo ciężkiej choroby papieża Jana Pawła II, gdy cały świat z niepokojem śledził stan zdrowia Wielkiego Polaka.  Pracę nad obrazem rozpocząłem kilka miesięcy wcześniej i nie ukrywam, że miałem z nim dosyć poważne problemy. Jednak podczas jednej z konsultac...

Gitariada dinozaurów’2016

        Wiele lat temu, gdy jeszcze nawet mi się nie śniło, że będę plastykiem, w młodości śpiewałem w zespołach bigbitowych w Koźlu, Kędzierzynie, a także w Prudniku. Piszę o tym we wspomnieniach na   stronie internetowej o historii big-bitu w powiecie kozielskim -   www.retromuzyka.pl ; zakładka http://retromuzyka.pl/historia-2/historia-big-bitu-w-kozlu-z-lat-6070 ) Kilka lat temu w Kędzierzynie-Koźlu   postanowiono nawiązać do sukcesów dawnych zespołów   oraz odbywających się wówczas wielu gitariad i obecnie   reanimować spotkania zespołów muzycznych z dawnych lat oraz zespołów młodego pokolenia. Taka też kolejna – V już edycja „Gitariady dinozaurów” odbyła się w 2016r w Kędzierzynie-Koźlu. Dałem się namówić na udział i zaśpiewanie z grupą muzyków , którzy niegdyś grali w zespołach młodzieżowych w latach 60/70 w powiecie kozielskim.   Właściwie to nie mieliśmy zbyt wiele czasu na próby, ale w ciągu kilku dni u...

Zaginiony obraz Jana Matejki, który miałem odtworzyć.

Kilka lat temu zgłosiła się do mnie pewna pani z propozycją, a głównie z pytaniem: czy na podstawie czarno-białego zdjęcia mógłbym namalować i odtworzyć obraz, który zaginął w czasie II wojny światowej? Wyjątkowość tej propozycji była o tyle niezwykła, że chodziło o zaginiony obraz Jana Matejki pt. “Chrzest Warneńczyka”. Jak usłyszałem, ten obraz to była pamiątka rodzinna pani Marii Kuleszyńskiej (z rodu Głębockich), a ostatnim posiadaczem obrazu był jej ojciec pan Mieczysław Głębocki. Opowieść pani Marii była tyleż sensacyjna, co wręcz nieprawdopodobna, ale na dowód tego co usłyszałem pani dała mi szereg artykułów, które na temat tego tajemniczego obrazu pisał niegdyś pan redaktor Marian Siembieda. Jak się dowiedziałem pradziadek pani Marii, Jan Kanty Doliwa Głębocki zamówił ten obraz u Jana Matejki, który zgodnie z życzeniem zamawiającego wszystkim twarzom na obrazie nadał oblicza bliższych i dalszych członków rodu Głębockich. Obraz zawieziono do posiadł...