Przejdź do głównej zawartości

Lis, zając i świnia - w czasie powodzi

Właśnie mija kolejna rocznica kataklizmu - “Powodź Tysiąclecia - lipiec’97”, kataklizmu który również w powiecie kędzierzyńsko-kozielskim poczynił ogromne zniszczenia i spustoszenia.
Wtedy na starym moście w Cisku doszło do niecodziennej sytuacji, gdyż uciekające przed powodzią zwierzęta schroniły się na tym nieistniejącym już drewnianym moście. Niezwykłość tej sytuacji polegała na tym, że na moście przez kilka dni obok siebie przebywały - świnia, lis i zając.

W “Nowej Gazecie Lokalnej” ukazał się artykuł na ten temat - autorstwa pana Andrzeja Kopackiego, wraz z moją ilustracją obrazującą tamto wydarzenie.

Wykonałem kilka szkiców i różnych wersji tego rysunku (tusz-piórko), aby jakoś uchwycić klimat tamtej sytuacji, a miałem do dyspozycji jedynie zdjęcie nieistniejącego już mostu oraz sugestie i opowieść pana Alojzego Keclera - mieszkańca Ciska.
https://www.lokalna24.pl/wiadomosci/1335,co-polaczylo-swinie-zajaca-i-lisa?fbclid=IwAR0SnXd5HOpp46s6nFBV3YR-IYGIg3yqa6In7LlaNQ3JtAomp0OAb1dcUHU

Za NGL przytaczam cały tekst tej opowieści.

Co połączyło świnię, zająca i lisa?
Okazuje się, że w obliczu zagrożeń i nieszczęść nie tylko skonfliktowani ze sobą ludzie potrafią żyć obok siebie i wspierać się nawzajem. Kto wie, czy podobne sytuacje nie występują częściej wśród zwierząt, od których możemy nauczyć się wiele dobrego. Przedstawiona historia zdarzyła się naprawdę i choć towarzyszyły jej tragiczne okoliczności, to wywołuje wyłącznie pozytywne skojarzenia.

Ta mało znana opowieść rozegrała się w lipcu 1997 roku w Cisku, podczas katastrofalnej powodzi, jaka nawiedziła wówczas cały nasz region. Woda spustoszyła liczne miejscowości w powiecie kędzierzyńsko-kozielskim, powodując gigantyczne zniszczenia. Nieistniejący już drewniany most na Odrze, łączący gminy Cisek i Bierawa, był wtedy świadkiem niecodziennego zdarzenia, któremu z niedowierzaniem przyglądali się mieszkańcy pobliskich gospodarstw.

To, co na co dzień wydawałoby się niemożliwe, stało się faktem. Gdy podczas pamiętnej powodzi z 1997 roku woda w Odrze przybierała w zastraszającym tempie i trzeba było ratować życie oraz dobytek, nikomu nie przyszło do głowy, aby interesować się starym drewnianym mostem. Dopiero po pewnym czasie, gdy sytuacja nieco się ustabilizowała, ludzie zaczęli obserwować najbliższą okolicę. Jednym wystarczył dobry wzrok, inni musieli skorzystać chociażby z lornetki.

Zwierzyniec na moście
- Okazało się, że na odciętym od świata moście, który zamienił się w wyspę oblaną zewsząd wodami powodziowymi, znalazła się świnia, która dotarła tam wraz z wartkim nurtem Odry - wyjaśnia Alojzy Ketzler,mieszkaniec Ciska. - Żywiła się trawą, która rosła przy moście, i jabłkami, a konkretnie papierówkami, które pływały w wodzie. Był tam też zając. Na koniec do tego zacnego grona dołączył lis, który jest przecież naturalnym wrogiem zajęcy.

Zatem żywioł doprowadził do sytuacji, która w normalnych warunkach byłaby nie do pomyślenia, a w tym przypadku zwierzęta były ze sobą na dobre i na złe przez cały tydzień - zauważa pan Alojzy. Jako pierwszy opowiedział mu tę historię znajomy, Roman Serzysko, a następnie, już ze szczegółami, naoczny świadek całego zdarzenia, Krystian Kubina, który mieszka nieopodal przeprawy na Odrze, a dokładnie w przysiółku wsi Cisek - Bełku. Zresztą przez kilka dni most obserwowała bacznie cała rodzina pana Kubiny.

- W pewnym momencie lisowi znudziła się dieta w postaci jabłek oraz trawy, więc postanowił nieco bardziej zainteresować się kłapouchym kolegą. Zając, przeczuwając, co się święci, schował się za sporych rozmiarów koleżanką i, o dziwo, świnia stanęła w jego obronie - podkreśla Alojzy Ketzler. - Gdy woda opadła na tyle, że można się było ewakuować z tej pułapki, jako pierwszy uciekł stamtąd zając, a zaraz po nim lis. Jednak wbrew pozorom niedoszła ofiara i drapieżnik uczynili to w zupełnie przeciwnych kierunkach.

Najdłużej na moście pozostała świnia, która trafiła potem do jednego z pobliskich gospodarstw - mówi pan Alojzy, tłumacząc, że dopiero po wielu tygodniach odnalazł się prawowity właściciel warchlaka. Udało się do niego dotrzeć za sprawą numeru identyfikacyjnego zwierzęcia. Okazało się, że świnka pokonała odległość około trzech kilometrów, nim dopłynęła do mostu w Cisku. Oddano ją do punktu skupu żywca, a jej właściciel oraz rolnik, który karmił i opiekował się nią przez trzy miesiące, sprawiedliwe podzielili się pieniędzmi ze sprzedaży.

Historia jak malowana
Przygoda będzie miała drugie życie, ponieważ kilka lat temu Alojzy Ketzler zamówił u kozielskiego artysty plastyka Grzegorza Fuławki rysunek przedstawiający to niecodzienne zdarzenie. Temat udało się sfinalizować w tym roku i pan Alojzy wszedł już w posiadanie ilustracji. Zapowiedział powstanie całego zbioru opowiadań z różnych lat, których autorami będą mieszkańcy gminy Cisek, chcący podzielić się ciekawymi wspomnieniami, przeżyciami oraz anegdotami. Nie nastąpi to jednak szybko, ponieważ przygotowanie takich materiałów wymaga czasu. Przykład?

- Pewien znajomy opowiedział mi, jak podczas powodzi z 1997 roku przesiedział z psem cały tydzień na strychu. Musiał z nim rozmawiać, gdyż nie miał wtedy innego współtowarzysza do dyskusji. Sobie i pupilowi wydzielał racje żywnościowe, bo jakoś trzeba było przetrzymać te najtrudniejsze dni. Wszyscy przecież zostali odcięci od świata, pozostając przez jakiś czas bez jedzenia i wody do picia - przypomina Alojzy Ketzler. - W pewnym momencie pies nie wytrzymał i sprzątnął wszystko, co było do zjedzenia. Znajomy żartował później, że z takim właśnie kompanem przyszło mu walczyć o przetrwanie na strychu. Przyznał z ulgą, iż dobrze, że pies nie pali, bo zostały mu chociaż papierosy - śmieje się nasz rozmówca, podkreślając, że nieszczęście, jakim była powódź, połączyła wielu skłóconych ze sobą sąsiadów, którzy przez wiele lat ze sobą nie rozmawiali.

W tej niezwykle trudnej sytuacji byli jednak zdani tylko na siebie i musieli się pogodzić w obliczu wielkiej tragedii. Cała ta historia uczy nie tylko pewnej pokory, ale również patrzenia na ludzi i otaczający nas świat z nieco innej perspektywy. Mimo dzielących nas różnic przychodzi taki moment, kiedy trzeba sobie wybaczyć i zacząć wszystko od nowa. Rodzi się tylko pytanie: skoro można współdziałać w obliczu zagrożenia, to czy jest sens kruszyć kopie, gdy nie trapią nas nieszczęścia i kataklizmy? 
Andrzej Kopacki

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Obraz Matki Bożej Różańcowej.

Jedną z moich prac specjalnych jest obraz Matki Bożej Różańcowej , choć ten obraz olejny stał się dosyć wyjątkowy dopiero z chwilą jego ukończenia. Obraz był malowany na zamówienie jednego z księży, urodzonego w Tarnopolu na Wołyniu (obecnie Ukraina). Oryginał obrazu przed II wojną światową zdobił kościół w Tarnopolu – kościół całkowicie zburzony już po wojnie z polecenia ówczesnych władz komunistycznych Związku Radzieckiego. Oryginał obrazu MB Różańcowej został potajemnie wywieziony do Polski i obecnie znajduje się w jednym z poznańskich kościołów. Obraz który namalowałem, nie jest dokładną kopią, gdyż w uzgodnieniu z zamawiającym obraz księdzem, w tej pracy wprowadziłem pewne zmiany. Obraz został ukończony w czasie bardzo ciężkiej choroby papieża Jana Pawła II, gdy cały świat z niepokojem śledził stan zdrowia Wielkiego Polaka.  Pracę nad obrazem rozpocząłem kilka miesięcy wcześniej i nie ukrywam, że miałem z nim dosyć poważne problemy. Jednak podczas jednej z konsultacji, zamaw

Zaginiony obraz Jana Matejki, który miałem odtworzyć.

Kilka lat temu zgłosiła się do mnie pewna pani z propozycją, a głównie z pytaniem: czy na podstawie czarno-białego zdjęcia mógłbym namalować i odtworzyć obraz, który zaginął w czasie II wojny światowej? Wyjątkowość tej propozycji była o tyle niezwykła, że chodziło o zaginiony obraz Jana Matejki pt. “Chrzest Warneńczyka”. Jak usłyszałem, ten obraz to była pamiątka rodzinna pani Marii Kuleszyńskiej (z rodu Głębockich), a ostatnim posiadaczem obrazu był jej ojciec pan Mieczysław Głębocki. Opowieść pani Marii była tyleż sensacyjna, co wręcz nieprawdopodobna, ale na dowód tego co usłyszałem pani dała mi szereg artykułów, które na temat tego tajemniczego obrazu pisał niegdyś pan redaktor Marian Siembieda. Jak się dowiedziałem pradziadek pani Marii, Jan Kanty Doliwa Głębocki zamówił ten obraz u Jana Matejki, który zgodnie z życzeniem zamawiającego wszystkim twarzom na obrazie nadał oblicza bliższych i dalszych członków rodu Głębockich. Obraz zawieziono do posiadłości Głębockich - Ł

Matka Boska Bolesna z Monasterzysk

W kościele we wsi Bogdanowice koło Głubczyc w woj. opolskim znajduje się cudowny obraz Matki Boskiej Bolesnej. W wiosce tej na południowo-zachodnim krańcu Polski corocznie we wrześniu (z udziałem Kresowian rozrzuconych po całej Polsce oraz po różnych krajach świata) od wielu lat odbywają się uroczystości poświecone kultowi Matki Boskiej Bolesnej. Z obrazem tym związana jest bardzo powikłana historia, gdyż przed II wojną światową znajdował się on w kościele parafialnym w Monasterzyskach w powiecie buczackim (woj. tarnopolskie). Pomijając już same bardzo tajemnicze i dziwne losy obrazu zanim zawisł na jednym z ołtarzy w kościele parafialnym w Bogdanowicach, to dzięki staraniom tamtejszego proboszcza Adama Szubki od 2014 roku kościół ten pw. Podwyższenia Krzyża Świętego został podniesiony do roli Sanktuarium Kultu Maryjnego. Bardzo często przyjeżdżam na organizowane tam podniosłe uroczystości, gdyż też jestem Kresowiakiem, mieszkającym obecnie w Kędzierzynie-Koźlu na Opolszc